Poczuć wiosnę w lutym w Hiszpanii

Przełom stycznia i lutego był dla zawodników naszej drużyny czasem intensywnych treningów w okolicach hiszpańskiej Malagi. Piękna pogoda, podjazdy ciągnące się w wysokie góry od poziomu morza i kilometry gładkich asfaltów stwarzały idealne warunki do ciężkiej pracy. Po wielu tygodniach jazdy w trudnej, zimowej scenerii, każdy z nas zasłużył na chwilę lata i słonecznego ciepła.

Dla większości uczestników było to pierwsze tak długie zgrupowanie zagraniczne. Dwa tygodnie spędzone razem stanowiły dobrą okazję do zbudowania zgranej drużyny. Dla starszych odskocznię od obowiązków służbowych. Dla młodszych okazję do nauki kolarskiego rzemiosła i podpatrywania bardziej doświadczonych kolegów.

Pomimo dziesięciu lat trenowania kolarstwa, dla Łukasza Klimaszewskiego było to pierwsze zgrupowanie zagraniczne oraz … pierwszy lot samolotem.

Trenuję kolarstwo już ładnych parę lat, ale do tej pory nie miałem okazji potrenować przed sezonem w ciepłych warunkach. Szczerze powiedziawszy, nigdy nie doskwierała mi specjalnie zimowa aura i nie traktowałem nocnych jazd po pracy w kategorii zadanej pokuty. Lubię trenować niezależnie od pogody. Nie powiem jednak, abym nie ucieszył się z wizji spędzenia dwóch tygodni w cieple. Muszę przyznać, trochę żałuję, że nigdy wcześniej nie wybrałem się na podobny wyjazd. Coraz częściej łapię się na tym, że nie warto odkładać wszystkiego „na później” i trzeba korzystać z życia jeśli nadarza się okazja. Inaczej się na wszystko patrzy, gdy bezpowrotnie mijają lata trzymiesięcznych wakacji. Poza treningiem taki zimowy wyjazd stanowi świetną odskocznię od codziennych obowiązków i pracy dla złapania chwili oddechu.

Wykonawczy oddany, Ctrl+S, Alt+F4, umysł zresetowany i w drogę!

Pierwsze, co zrobiło na nas wrażenie zaraz po wyjściu z samolotu to pogoda. Trzy tysiące kilometrów od Twardogóry i 25 stopni cieplej 🙂 Taki polski maj … w lutym. Drugie to idealnej jakości drogi i kultura kierowców w stosunku do kolarzy. Po trzecie góry, góry, góry… Jednym podjazdem od brzegu morza można zrobić ponad 1000 metrów w pionie. Tego chyba najbardziej brakuje w mojej okolicy. Choć nazwa „Twardogóra” brzmi dumnie, to jednak podjazd na Wzgórze Bożenki na 2,5 minuty szału nie robi.

Jednym słowem: byliśmy w kolarskim raju. Przez dwa tygodnie mogliśmy poczuć się jak zawodowcy. Skupić jedynie na treningu, diecie i odpoczynku. Było super… ale właśnie w kontekście dwutygodniowych wakacji. Szczerze powiedziawszy, ciężko mi sobie wyobrazić takie funkcjonowanie w perspektywie pracy zawodowej i kilku, kilkunastu lat. Na walizkach, w obcym kraju. Brakuje urozmaiconego polskiego klimatu i krajobrazu. Nasze single i dzikie szlaki w Sudetach także są bezkonkurencyjne. Udało się znaleźć kilka naprawdę świetnych szlaków pod MTB, jednak generalnie góry są bardzo słabo zagospodarowane pod względem turystyki pieszej. Poza szutrówkami, natrafić na przejezdny, a zarazem ciekawy technicznie szlak pieszy jest dość trudno. W dodatku bardzo duże obszary gór są sprywatyzowane i niedostępne. Coś, co dla nas jest nie do pomyślenia i czego akurat nigdy nie chcielibyśmy w naszym kraju.

Nie będę nikogo zamęczał wypisywaniem liczby kilometrów, przewyższeń i TSS. Wystarczy, że wykonałem kawał dobrej, treningowej roboty. W połowie wyjazdu nadarzyła się okazja do małego testu – startu w maratonie MTB. Dyspozycja, jak na porę roku jest naprawdę dobra i z dużymi ambicjami patrzę na nadchodzący sezon. Póki co, spokojnie i konsekwentnie realizujemy plan treningowy z Danielem Paszkiem. Bagaż kilkuletnich doświadczeń z minionych sezonów pozwala planować pracę nie w perspektywie pierwszego wiosennego ogórka, ale celów na czerwiec i sierpień. Na nowym rowerze będzie ogień!

Również dla Arka Kuny dwutygodniowy wyjazd do Torrox był  pierwszym zagranicznym zgrupowaniem i sportową jazdą poza Polską i Czechami. Jednocześnie  także najdłuższym urlopem w czasie pięciu lat pracy zawodowej.

Ze względu na niespodziewany serwis gwarancyjny roweru MTB dysponowałem jedynie swoją szosą. Martwiło mnie, czy nie znudzę się zbyt szybko. Realia okazały się zgoła inne. Potężne górskie przełęcze, dobrze wyasfaltowane i wyprofilowane serpentyny, duże nastromienie terenu, piękne egzotyczne krajobrazy, usłane gargantuicznymi aloesami, opuncjami i formacjami skalnymi sprawiły, że na narzekanie nie było miejsca. Nigdy nie miałem tyle frajdy z jazdy na szosie i w Polsce powtórzyć to będzie ciężko. Chociażby ze względu na sporą różnicę w szacunku jakim kierowcy darzą kolarzy. Czy to kwestia popularności sportu, czy wszechobecnych wielkich tablic informujących o utrzymaniu 1,5 metra odległości przy wyprzedzaniu, ciężko stwierdzić.


W efekcie w dwa tygodnie udało się wyrobić dwumiesięczną „normę” – przewyższeń, kilometrów i czasu spędzanego w siodle. Kolejne pozytywne zaskoczenie: taka intensywność obyła się bez zdarzających się w takich sytuacjach bólów pleców, grzbietu. Regularne ćwiczenia core robią robotę.. Punktem kulminacyjnym wyjazdu była drużynowa jazda od wschodu do zachodu słońca – ponad 200 km, 4600 metrów pod górę i epicki podjazd do miejscowości Zafarraya.

Adam Wąsowicz wspomina z kolei wyjazd jako jedną z najistotniejszych części przygotowania do letniego sezonu XCO.

Zgrupowanie, które udało mi się szczęśliwie i bezpiecznie przebyć, było dla mnie zupełnie nowym doświadczeniem i niewątpliwie w dużej mierze przyczyni się do zbudowania mojej dobrej dyspozycji podczas nadchodzących startów. Prócz intensywnych oraz zróżnicowanych treningów, miałem okazję sprawdzić swoje dotychczasowe możliwości podczas lokalnego  IV Media Maratón MTB La Aguanosa. Mimo faktu, iż profil i ukształtowanie trasy były dalekie od moich oczekiwań, to sam wyścig udało mi się ukończyć na drugiej pozycji w kategorii oraz 25 miejscu OPEN z dość dużą, ponad pięciominutową stratą do zwycięzcy. Start potraktowałem jako dobrą zabawę, aczkolwiek dał on wzgląd w moją dotychczasową dyspozycję oraz elementy nad którymi pracować powinienem przez kolejne dwa miesiące, które dzielą mnie od pierwszych, ważniejszych startów.

Na zgrupowaniu miałem przyjemność przebywać z klubowymi koleżankami i kolegami, którzy kolejny już sezon będą mi towarzyszyć w przygodzie, jaką niewątpliwie jest sezon kolarski. Słowa uznania należą się także niezastąpionemu trenerowi Dariuszowi Porosiowi, którego doświadczenie, opanowanie i przede wszystkim cierpliwość niewątpliwie przyczyniły się do składanego i płynnego spędzenia tego czasu. Wyrazy uznania posyłam także managerowi, „ogarniaczowi” Kamilowi Dziedzicowi, którego wkład w organizację naszego zespołu jest niepodważalny. Na końcu podziękowania zamieszczam dla moich rodziców, bez których wkładu, chęci i poświęcenia, do mojego wyjazdu nigdy by nie doszło. Przede mną kolejne, wyżej już wspomniane miesiące pracy, w ciągu których będę starał jeszcze efektywniej wykorzystać swoje możliwości, by widoczne były w miesiącach letnich, które przecież nadejdą lada moment 😉 

Kubie Kowalczykowi czas zgrupowania w słoneczniej Hiszpanii zleciał bardzo szybko.

Był to okres ciężkich i długich treningów. Dużym ułatwieniem była za to panująca tam pogoda – każdego dnia ponad 16 stopni, świecące słońce i brak opadów deszczu. W połowie zgrupowania wzięliśmy udział w odbywającym się w pobliżu maratonie MTB. Mimo że nie czułem się jeszcze przygotowany do ścigania, chętnie wziąłem udział w wyścigu i mimo nie najlepszego wyniku jestem zadowolony ze startu, jak i z całego zgrupowania. Już nie mogę się doczekać startu sezonu w Polsce

Nie samym rowerem żyje człowiek

Nie samym rowerem kolarz żyje, dlatego w przeddzień powrotu do Polski nasi zawodnicy wybrali się na pieszą wycieczkę w góry. Za cel wybrali Caminito del Rey – atrakcję turystyczną, stanowiącą połączenie zapierających dech w piersiach form skalnych stworzonych przez naturę i inżynierskiego kunsztu. Wąska ścieżka zamocowana wspornikowo do skalnej ściany nad kilkudziesięciometrowym urwiskiem. Do tego wykuty w skale na początku XX wieku tunel, dostarczający wodę do pobliskiej elektrowni. Atrakcja jedyna  swoim rodzaju.

Przemierzając trzykilometrową ścieżkę, można było poczuć się niczym w krainie Władcy Pierścieni. Wśród kamiennych budowli i sztolni, stworzonych lata temu przez krasnoludy.