Hiszpańska przygoda na maratonie MTB Frigiliana

W tym roku sezon startowy rozpoczął się wyjątkowo wcześnie. Będąc na zgrupowaniu w Hiszpanii, nie mogliśmy sobie odmówić startu w maratonie rozgrywanym w pobliskiej miejscowości. Na informację natrafiliśmy przypadkowo… dwa dni przed startem, wyszukując ciekawych tras MTB.

Szybki objazd trasy potwierdził, że warto wystartować. Nieznane tereny, nowa sceneria, inny charakter szlaków i chęć sprawdzenia poziomu lokalnych zawodników motywowały nas do dobrego występu. Surowe, skaliste pustkowia andaluzyjskich gór są bardzo odmienne od szlaków do jakich przywykliśmy. Smaczkiem  był długi zjazd wyschniętym strumieniem.

Łukasz Klimaszewski finiszuący na 2. pozycji OPEN fot. Analuzia Cyclista

Pojawienie się kolarzy z odległej Polski wywołało wśród organizatorów spore zainteresowanie. Spotkaliśmy się także z wyjątkowym dopingiem kibiców, których przy trasie nie brakowało. Występ naszych zawodników wypadł doskonale. Wielkie uznanie publiczności zyskała Hania, nie tylko wygrywając w kategorii juniorek młodszych i juniorek, ale zajmując trzecie miejsce Open wśród wszystkich zawodniczek. W elicie znakomicie pojechał Łukasz, zajmując drugie miejsce Open i finiszując dwie minuty za zwycięzcą.

Także młodsi zawodnicy pojechali bardzo dobrze. Zarówno Kuba, jak i Adam zajęli drugie miejsca w swoich kategoriach. Nad występem młodzieży czuwał trener Darek, który zameldował się na mecie na 38 miejscu Open.

Kolejnym miłym akcentem były nagrody. Organizatorzy zafundowali nam spory zapas lokalnych specjałów. Piwa, wina, przetwory owocowe oraz chyba najbardziej charakterystyczny dla Frigiliany wyrób – melasę
Ingenio Nuestra Señora del Carmen.  Zwycięzcy open mogli liczyć na wielką porcję hiszpańskiej szynki dojrzewającej serrano. Chyba jednak dobrze, że nikt z nas nie wygrał, bo transport takiego specjału do Polski byłby kłopotliwy. Dość dziwnie wyglądałoby wparowanie na pokład samolotu z wystająca z bagażu podręcznego świńską nogą. O ile fajniejsze są takie trofea od rozdawanych, zalegających w magazynach opon 26″ lub jednorazowych lampek.

Przy okazji zawodów mieliśmy się okazję przekonać jak w Hiszpanii wygląda organizacja środowiska kolarskiego. Niestety także ten przykład potwierdza, jak daleko od normalności funkcjonują nasze struktury kolarskie. Patrząc na listę startową od razu rzuca się w oczy, że zdecydowana większość, a praktycznie wszyscy zawodnicy mają licencje. Dotyczy to nie tylko elity, ale wszystkich kategorii masters i młodzieży. Licencja daje wpisowe tańsze o 10 Euro oraz niezbędne ubezpieczenie. Ponadto centralny system ewidencji zapewnia błyskawiczne zapisy. Po wpisaniu numeru licencji od razu ukazują się dane zawodnika, przynależność klubowa i regionalny związek kolarski. Tutaj niestety my natrafiliśmy na problem. Organizatorzy za nic nie mogli zrozumieć, że licencja wydawana przez nasz związek nie zapewnia żadnego ubezpieczenia i jest to w gestii zawodnika. Na nic zdały się świstki z ubezpieczalni, karty akademickiego związku czy Euro 26. W końcu musieliśmy nieco dopłacić, aby wykupić dodatkowe ubezpieczenie – coś w rodzaju jednodniowej licencji, jak zrozumieliśmy. Niestety o tak uporządkowanym i wydaje się oczywistym systemie w Polsce póki co możemy pomarzyć.

Start w hiszpańskiej Frigilnianie był dla nas jedynie etapem przygotowań przed ważnymi celami sportowymi, które rysują się dopiero na horyzoncie nadchodzącego sezonu. Nie spoczywamy na laurach i dalej ciężko pracujemy na treningach.

Andaluzja – federacja kolarska

Trafiliśmy nawet na stronę główną andaluzyjskiej federacji kolarskiej – tu jak widać promocja kolarstwa działa bardzo dobrze, bo od razu po zawodach była dostępna galeria zdjęć, video, informacja prasowa oraz wyniki.

Brak komentarzy do "Hiszpańska przygoda na maratonie MTB Frigiliana"