Głowa chce a ciało nie może – MP w Wałbrzychu okiem Piotra
Start w Wałbrzychu na Bike Maratonie a jednocześnie w Mistrzostwach Polski XCM Masters nie był łatwym startem. I wcale nie chodziło tutaj o trudy trasy (Organizator – Maciej Grabek w tym roku przyzwyczaił nas już do standardu GIGA oscylującego w zakresie 70 km dystansu / 2500 m przewyższenia), podjazdy, techniczne odcinki czy też niespotykaną na innych zawodach mocną konkurencję, potrafiącą w bezkompromisowy sposób wskazać moje miejsce w szeregu.
Na te wszystkie zewnętrzne czynniki byłem przygotowany. Walka rozgrywała się na polu relacji ciało/psychika. Bo jak inaczej to nazwać jeśli prawie każdy start tego sezonu potwierdza, że forma i potencjał (w odniesieniu do zeszłych sezonów) jest na wysokim i wręcz oczekiwanym poziomie, z tym że … przez pierwsze 1,5-2 godz jazdy? Kiedy widzisz, że „jedziesz”, że mimo jazdy na 3/4 „odjeżdżasz”, a potem przychodzi coś w rodzaju osłabienia, ale nie takiego, które się odczuwa jak „odcięcie prądu”. To osłabienie jest widoczne tylko pod postacią tego, że inni zaczynają mi odjeżdżać choć teoretycznie nie powinno być problemu jechać razem z nimi…Psychika chce i wie, że prawie może, ale ciało pokazuje jej figę z makiem :-/ ….
No ale dość tego użalania się nad sytuacją. Trzeba ją opanować. Bike Maraton w Wałbrzychu jeszcze był maratonem, gdzie nadal obserwowałem opisany proces, ale na szczęście powoli pojawiło się światełko w tunelu i było to odczuwalne na tym wyścigu. Teraz tylko trzeba będzie systematycznie podtrzymywać zmiany i mam nadzieję, że da to odzwierciedleniem w przyszłym sezonie.
Co do samego startu: jak wspomniałem, pierwsze 100 minut były bardzo fajne pod względem ścigania się. W dalszej części scenariusz był przewidywalny (odjazdy), ale na to byłem niejako przygotowany. Walczyłem więc do końca chociaż sam ze sobą.
Rezygnacja nie jest dobrą opcją: siła i psychika opada, wrzuca się na luz i nie można sprawdzić czy chociaż jakakolwiek poprawa nastąpiła od ostatniego startu. - Piotr MajerW takiej opcji nie dowiesz się jak na całości reaguje organizm. Widać tutaj, że walka jest nie tylko dla wyniku, ale też i dla doświadczenia, obserwacji. A poza tym można przecież jeszcze czasami trochę „urwać” z wyścigu nawet na końcówce, kiedy ktoś cię wyprzedza, a w tobie uruchamia się tryb „nie powiedziałem jeszcze swojego ostatniego słowa” i nagle odnajdujesz w sobie zapomniane pokłady energii, aby „wygrać”. Taki akcent nawet na końcówce jest przyjemny, budujący 🙂