Pyra Trail gravel race

Łukasz Klimaszewski z powodzeniem startuje na długich dystansach. Zwycięstwem zakończył swój udział w trzystukilometrowym wyścigu Pyra Trail.

Drugi start w wyścigu gravel na nieco dłuższym dystansie zakończony sukcesem – wygrana w Pyra Trail. Z dość szybką trasą długości 307km zmagałem się przez 10 godzin i 50 minut. Startowałem z czoła stawki, zaś mocnej grupy pościgowej spodziewałem się z samego końca peletonu. Rozważania zakończyłem wraz z godziną mojego startu, a śledzenie online podejrzałem sobie dopiero na 50km przed metą. Aby np. nie przerżnąć finiszu na minuty. Nawet na długich dystansach zaczyna się ostatnio robić ciasno:).

Ekwipunek „na lekko”. Jedynie niezbędne minimum: dętka, pompka, minitool. W torbie pod ramą zapas jedzenia.

DZałożenie miałem takie, że wszystko leży po mojej stronie. Jeśli dobrze przepracuję każdy element wyścigu, przyzwoity wynik też będzie. A jeśli nie, to nie będę miał do siebie pretensji, bo i tak szybciej bym nie pojechał. Przede wszystkim miałem założoną moc dla przewidywanej długości jazdy. Utrzymywanie cały czas pozycji aero, jeśli tylko nawierzchnia na to pozwalała.

Równo do końca bez bomby. Oszacowanie maksymalnej mocy dla danej długości wyścigu i trzymanie się jej to podstawa. Niemal 11 godzin wysiłku to duże obciążenie dla organizmu.

Jedzenie, picie, uważne śledzenie nawigacji i unikanie sytuacji, gdy w głupi sposób mógłbym spieprzyć coś w rowerze (kłaniają się dwa ostatnie starty na mtb…). Jedzenie miałem przewidziane na cały dystans. Dzięki temu nie traciłem czasu i nie jadłem przypadkowego syfu ze sklepów. Z piciem było gorzej, gdyż szybko zrobił się koszmarny piekarnik. Po 70km zeszły mi już oba bidony 0,7l. Tu było jasne założenie, że piję ile trzeba i będę się zatrzymywał wg potrzeb. W sumie poza 1,5l na starcie musiałem jeszcze trzykrotnie zalać 2litry płynów. Pewnie trochę czasu na tym straciłem, ale fizjologia jest nieubłagana. Zaginanie się na odwodnieniu jest głupie, bo moc spada dość gwałtownie, a w organizmie robi się straszna kaszana. Także w kontekście późniejszego czasu regeneracji, powrotu do treningów i kolejnych wyścigów.

Drogi, lasy i bezdroża Wielkopolski. Single wzdłuż Warty dość wymagające.

Cały wyścig udał się bardzo dobrze. Równa jazda, bez kryzysów i nadmiernego wyeksploatowania. Trasa bardzo mi się podobała. Dobre proporcje odcinków szybkich i nieco bardziej wymagających. Lubię ten klimat wyścigów gravel, gdy jedzie się w samotności i na odludziu. Oczywiście cisnę głównie na wynik i nie kontempluję widoków. Mimo wszystko cała sceneria, widoki zapachy.. to przesącza się gdzieś do podświadomości. Wracając do domu mam poczucie, że to był świetnie spędzony czas.

Brak komentarzy do "Pyra Trail gravel race"