Patryk Kaczmarczyk po Kamptal Klassik
Z chęcią tutaj wróciłem po 2 latach przerwy. Co się zmieniło? W zasadzie chyba nic. Trasa ta sama, technicznie prosta, za to wymagająca od zawodnika dużo kondycji siłowej. Można w niej wyróżnić w zasadzie 4 długie podjazdy a każdy z nich wymaga użycia największej tarczy z tyłu. Na starcie prawie 100 osób. Dostałem zaszczytny numer 51 (kolejność ustawiania według numerów). Temperatura około 20 stopni, miejscami piękne słońce czyli tak jak lubię!
Gdy już nastał ten oczekiwany moment ruszyliśmy żwawym tempem, nawet rzekłbym że moje było bardzo żwawe bo chcąc podjąć walkę o dobre miejsce i nie zatorować się na wąskich podjazdach rwałem do przodu na rundzie rozbiegowej. Ta rozpoczynała się długim podjazdem, dosyć stromym gdzie przebiłem się nawet w okolice top 20. Zjazd i dopadły mnie problemy techniczne. W sumie to 3 razy. Z żalem widziałem jak wszyscy odjeżdżają a co wyjechałem przepada. Ale walczyłem dalej. Tylko słabi się poddają. Drugie, pełne okrążenie było dosyć pechowe bo na szybkim łuku mnie wyniosło i zebrałem cały szutr na lewą stronę ciała. Mój błąd ale raz do roku porządna pamiątka musi być 😉
Na podjazdach udawało się wyprzedzać, na płaskim to utrzymywać więc było dobrze. Do mety wpadłem na 42 pozycji, 13 minut straty do zwycięzcy F.Gigera. Bez przygód liczył bym na osiągnięcie 10 min ale chyba tragedii nie ma, oceńcie sami. Jechało się dobrze, pomimo długiego czasu prawie 1 h 50 min nie było problemów z utrzymaniem sił.
Ten wyścig ma swoje szczególne miejsce wśród wszystkich moich imprez sportowych. po prostu go lubię i liczę że wrócę tu za rok.
Patryk Kaczmarczyk