MTB Trilogy – wyścig spod znaku czachy
W tym sezonie na pierwszy start musieliśmy czekać aż do początku lipca. Było warto. Charakterystyczna czacha – znak rozpoznawczy wyścigu – pewnie będzie się śniła naszym chłopakom po nocach.
Łukasz rejon Teplic nad Metuji w Czechach zna z zawodów Rallye Sudety. Wtedy trasa wydawała się wyjątkowo wymagająca. Praktycznie wszystkie ciekawsze odcinki znalazły się też na sobotnim etapie. Po weekendzie może stwierdzić, że… należały do tych szybkich, łatwych i przyjemnych
Cóż za inauguracja sezonu! Po wyjątkowo długiej przewie, znów mogłem stanąć na linii startu. Wyścig etapowy Kupkolo.cz MTB Trilogy był przygodą, którą zapamiętam na długie lata. Nieczęsto zdarza się ścigać po takich trasach. Uznanie dla tego, kto powynajdywał te wszystkie ścieżki, single i zjazdy. Chyba jeszcze większe dla śmiałka, który jako pierwszy przetestował, czy da się je zjechać i nie zginąć.
Łukasz Klimaszewski
Na wyścig składała się: piątkowa jazda indywidualna na czas (10 km, 500 m przewyższenia, ok. 50 min jazdy). Sobotni etap pokrywający się z maratonem Rallye Sudety (75 km, 2300 m przewyższenia, 4 godziny). Niedzielny etap prowadzący po Trutnov Trails (85 km, 2700 m przewyższenia, 5 godzin jazdy). Czyli rozgrzewka plus dwa dni z rzędu solidne maratony giga. Biorąc pod uwagę techniczną rąbankę było naprawdę ciężko.
Niedobór imprez zaowocował rekordową frekwencją i wysokim poziomem sportowym międzynarodowej obsady. Pierwszy etap ukończyłem na 12. miejscu OPEN, drugi na 14. Taką lokatę zająłem też w końcowej klasyfikacji – w kategorii MH (men hobby) byłem na podium 3. miejsce. Z wyniku jestem w miarę zadowolony. No może trochę więcej niż „w miarę”. Było dobrze. Za trzy tygodnie kolejna fajna impreza w Masywie Śnieżnika i pierwszy start kategorii „A”, więc pełen ogień.
Łukasz Klimaszewski
Za ukończenie etapówki zgarnąłem przy okazji fajną koszulkę z czachą. Na samej trasie były może ze trzy miejsca tak oznaczon . Na stawianie wykrzykników i ostrzeżeń przed każdym niebezpiecznym fragmentem pewnie zabrakłoby drzew i zszywek w takerze.
Łukasz
Jeśli koś lubi cyferki (ja bardzo lubię) – dane poniżej: sobota: 321 TSS, 3500 kJ, 294 NP, 0,89 IF , niedziela: 333 TSS, 3860 kJ, 274 NP, 0,83 IF.
Dla Kamila były to trzy dni pełne przygody, przepełnione kozackimi zjazdami, wymagającymi nienagannej techniki jazdy i sporo odwagi. Cieniowanie w Przesiece nawet wyszło, bo i „buła” na nodze się pojawiła.
Zostałem finisherem Kupkolo.cz MTB Trilogy Extreme 2020 A – 3 dni, 165 km, 6000 metrów przewyższenia, nagromadzenie trudności technicznych jak nigdy. Strome podjazdy do nieba i niekończące się zjazdy. Oj było co jechać, ale będą wspomnienia pewnie na kolejne 5 lat, po których tu wróciłem. Dziękuje ekipie: Łukaszowi i Arkowi za towarzystwo.
Kamil Dziedzic
Wiedziałem, że już od pierwszego etapu będzie ciężko, bo 70 km i prawie 2500 metrów przewyższenia plus trudne techniczne zjazdy to niezły koktajl, ale na MTB Trilogy lekko nie ma. Za to mi jechało się zadziwiająco dobrze, jak na brak regularnych treningów i mało snu w ostatnim czasie spowodowane opieką na zgrupowaniu nad dzieciakami z klubu. Największe zaskoczenie dla mnie było to, że dojechałem na metę przed Arkiem.
Kamil Dziedzic
Taki to mamy specyficzny rok, że pierwsze ściganie wypadło w lipcu, w Czechach. W dodatku od razu na wyścigu etapowym, który w pełni zasłużenie szczyci się technicznie najwyższym poziomem trudności – Kupkolo.cz MTB Trilogy! Tym razem wyczerpujący wyścig pokonał Arka, ale rewanż już niedługo.
W Teplicach zjawiliśmy się w piątek po południu razem z Kamilem i Łukaszem. To tylko 100 km od Wrocławia, czyli bliżej niż np. Szklarska Poręba i tak samo daleko jak Głuchołazy . W piątek o godz. 18:17 zaliczałem prolog i było to ledwo 10 kilometrów po najbliższym wzgórzu i skałkach, które łącznie jechałem 1 godzinę. W kilku miejscach zabrakło umiejętności / pewności siebie / sprzętu, by zjechać i rower był sprowadzany, ale był to super sprawdzian i każdy przejechany fragment, nabieranie pewności i przełamanie strachu dawało mega frajdę. Z czasu byłem umiarkowanie zadowolony, ale okazało się, że to dopiero początek równi pochyłej.
Arek Kuna
Ekstremalnie intensywny wieczorny wysiłek niestety utrudnia zasypianie i miałem spory problem z dyspozycją – zmęczenie i kichanie następnego poranka. A start był już o 9:00. W efekcie świeżo odchudzony i wyćwiczony technicznie w Przesiece Kamil Dziedzic dowalił mi parę minut drugiego dnia, co było sporym szokiem dla naszej ekipy.
Liczyłem, że odegram się trzeciego dnia. Wyspałem się porządnie i pierwszy podjazd sprzyjał moim mocnym stronom – długi, wielokilometrowy podjazd, mógłby być tylko trochę bardziej stromy. Okazało się jednak, że każdy kolejny kilometr pokonuję coraz słabiej, a strzały z kofeiny nie ratują koncentracji – ucieka pewność i satysfakcja. Po dojechaniu do pierwszego bufetu wspinam się jeszcze jeden kilometr, podziwiam widoczki na łące. Pierwszy DNF od dwóch lat – w nogach nawet nie poczułem zmęczenia, ale niestety ogólna dyspozycja i bóle m.in. mięśni brzucha (brak przygotowania) nie pozwalały kontynuować jazdy.
Arek
Impreza jednak była rewelacyjna i na pewno tu wrócę. W Czechach zamierzam wystartować jeszcze w tym miesiącu. Nie jest to tylko i wyłącznie kwestia makowca, piernika i Kofoli na bufetach, ale zupełnie innej, nie spiętej atmosfery na trasie, pozbawionej niepotrzebnej napinki, którą niestety po drugiej stronie granicy spotykam regularnie. No i ten niezapomniany górski klimat i pociągi kursujące co 15 minut przez maluteńkie wsie – super sprawa. Aha, no i oczywiście Łukasz Klimaszewski nie zawiódł i podium w kategorii i czołówka OPEN na solidnie międzynarodowo obstawionych zawodach została zdobyta, za co słowa uznania.
Wyniki zawodów dostępne tutaj