Kolarski VLOG z Carpathian MTB Epic

Etapówka Carpathian MTB Epic w Rumuni była tak wyjątkową przygodą, że Kamil Dziedzic postanowił uwiecznić swoją jazdę kamerą GoPro i na bieżąco komentować to co się działo. 3 pełne etapy a więc trzy odcinki. Jeśli się spodoba, stworzymy coś w rodzaju epilogu – może podsumowania, może pytań i odpowiedzi, a może także coś z prologu. Zachęcamy do obejrzenia, posłuchania i komentowania.

Etap #1

Rozpoczęcie przygody z Karpatami. Start z innej miejscowości niż finisz. Poranny dojazd autobusem blisko 2 godziny sporo zmęczył. Do tego wspinaczka z 700 m.n.p.m na blisko 2500 m.n.p.m. Bardzo trudne warunki pogodowe. Na szczycie mżawka, minus 2 st. C, szron, bardzo ograniczona widoczność. Problemy z ubiorem, zamarzaniem rąk i palców na zjazdach. Przeprawianie się przez kosodrzewinę. Walka z limitem czasowym. Bardzo trudne zjazdy jak i podejścia z rowerem. Zjazdy tak strome, że hamulce się gotowały. A na końcu kilkukilometrowy podjazd asfaltem na dobicie, kiedy nie ma się już sił. To w skrócie co czekało na #1 etapie Carpathian MTB Epic.

Etap #2

Po pierwszym etapie z wysokich gór walka na trasie przenosi się na niższe partie Karpat. Co nie oznacza, że będzie łatwiej w wysokości 700 – 1400 m.n.p.m. Jazda pięknym, malowniczym wąwozem w parku narodowym Bucegi. Ale i walka z trasą, która nie jest przystosowana pod rower. Z pogodą. Z deszczem. Z bardzo śliskimi kamieniami – białe skały, tak charakterystyczne w tym rejonie. Do tego kilkukilometrowa przeprawa rzeką. Tak dokładnie – kilak stopni powyżej zera, a jazda korytem rzeki nie należała do najprzyjemniejszych. Walka z czasem, z limitami i wielokilometrowa wspinaczka na koniec. Zmęczony ale bardzo szczęśliwy rider dojechał do mety tego etapu, na którym naprawdę wiele się działo.

Etap #3

Ostatni etap rumuńskiej etapówki zachował chyba to co w tych górach najbardziej wyjątkowe. W końcu dopisała pogoda i można było nacieszyć oko pięknymi widokami. Jednak bardzo strome podjazdy, które zamieniły się w kilkunastominutowe podejścia z rowerem, skutecznie wysysały energię z kolarzy. W dodatku karkołomne zjazdy, tym razem w pełnej krasie widoczności, okazały się naprawdę trudne i wymagające, gdzie trzeba było niezwykle uważać. I bardzo stromy zjazd na koniec i znany podjazd asfaltem, który tym razem na krótszym etapie, pokonany ze sporą rezerwą energii, potrafił sprawić, że uśmiech zagościł na twarzy. Tak, to już koniec tej niezwykłe przygody. I uzyskanie medalu finiszera!