Garmin Gravel Race & Szuter Master Kaszuby

Garmin Gravel Race – szutry w jesiennej scenerii Gór Izerskich.

Wraz z moją zieloną przełajówką chyba na dobre zadomowiłem się na zawodach gravel. Pod koniec sierpnia wystartowałem w Warta Gravel, gdzie po przejechaniu 400km w 15 godzin zająłem 2. miejsce.  Wygrałem Szuter Master – 180km po Kaszubach.  Na zakończenie sezonu wpadło drugie miejące w wyścigu Garmin Gravel. Tym razem krótko, ale treściwie po Górach Izerskich.

Foto: Tadeusz Skwiot & Bartek Syta

Bezchmurne niebo i przejrzyste powietrze gwarantowały fenomenalne widoki i mroźne warunki. Na parkingu parę stopni poniżej zera. W górach podobno -8.  Po starcie od razu zaczęliśmy nabierać wysokości na podjeździe pod Stóg Izerski. Ten asfalt zawsze wchodzi w nogi. Wybrałem blat 44 z kasetą 11-40, więc przełożenia umożliwiające jedyną słuszną filozofie jazdy: podjeżdżać szybko lub wcale.

Podjazd pod Stóg izerski zawsze wchodzi w nogi

Na szczycie miałem około 30s przewagi nad peletonem, który pod koniec podjazdu porwał sie na mniejsze grupki.  Kolejne 20km aż do Orla było płasko lub w dół. Szybko przemykałem przez puste, górskie szlaki. Pod kołami chrzęścił lód na zamarzniętych kałużach.

Foto: Tadeusz Skwiot & Bartek Syta

Dogonił mnie Mateusz Mróz, z którym przejechałem resztę dystansu. Zacięta rywalizacja do ostatnich metrów. Ja dokładałem przeciwnikowi na podjazdach. Za to próbując utrzymać jego koło na zjazdach, miałem chwilami śmierć w oczach. Ten śmieszny rowerek ze sztywnym widelcem, oponami 40mm i baranem momentalnie nabierał prędkości. Poza tym… nie wybacza błędów. Mimo wszystko, trasy nie były równa szutrową, wiejską drogą, ale górskim szlakiem.

Foto: Tadeusz Skwiot & Bartek Syta

Grzejąc 50km/h trzeba było zachować maksymalne skupienie. Slalom między kamieniami, przeskakiwanie przeszkód. Z moim rywalem ciąłem się do samej mety. Niestety nie było już dogodnych dla mnie, dłuższych podjazdów, a finisz na pewno nie jest moją mocną stroną. Zająłem drugie miejsce.

Foto: Tadeusz Skwiot & Bartek Syta

Świetnie zorganizowane i przeprowadzone zawody. Rejon Gór Izerskich to można powiedzieć samograj dla jazdy po szutrach. Trasa bardzo dobrze przemyślana – szybka, płynna, przejezdna, w pięknej scenerii. Dla wyścigu gravel są to na pewno czynniki decydujący o sukcesie lub porażce.   Dla mnie jedynie za krótka. Chyba bardziej odpowiada mi koncepcja dłuższych wyścigów  – klasyczne 100mil. Przekładając na język MTB – porządne giga na 6 godzin jazdy.

klasyczna przełajówka z odpowiednimi obręczami i oponami – najlepsza do ścigania. Na górską trasę wyjątkowo z kasetą 11-40.

Szuter Master Kaszuby – 180km szutrami wśród jezior i lasów.

Wycieczkowo – wyścigowy weekend na Kaszubach ze startem w Szuter Master. Piękna okolica –  jeździłem tam na wakacje za dzieciaka kilkanaście lat temu. Morze widziałem za to ostatni raz… przy okazji jakiegoś Pucharu Polski XCM, chyba w 2015 roku. Trzeba było nadrobić zaległości.

Foto: HbyM

Sam wyścig bardzo udany. Myślę, że bardzo dobrze oddaje formułę wyścigów gravel, szutrowych, czy jak kto zwał, znaną ze Stanów. Sześć godzin jazdy to już konkretne ściganie. Przy tym na tyle krótkie, że nie zabija dynamiki rywalizacji. Od zawodach na kilkusetkilometrowych dystansach odstręcza mnie właśnie targanie na rowerze tobołów, a przede wszystkim start w odstępach czasowych i brak bezpośredniej konfrontacji  z rywalami.

Foto: HbyM

Trasa na plus – płynna, szybka, na której rower przełajowy jest jedynym słusznym wyborem. Choć  szczerze powiedziawszy po pierwszych kilometrach byłem zdegustowany. Asfalty, betonowe płyty, otwarty teren i wiatr w mordę i jazda do koła. Na szczęście trasa szybko nabrała odpowiedniego charakteru, a sama rywalizacja dynamiki na pierwszych terenowych odcinkach. Atak na dłuższym podjeździe porwał peleton i wraz z Piotrkiem Jandą odjechaliśmy po zmianach, powiększając przewagę. Następnie to ja wykorzystałem interwałowy odcinek na oderwanie się i kolejne kilkadziesiąt kilometrów do mety przejechałem już samotnie.

Niemal 180 kilometrów i 1800 metrów przewyższeń. Wśród pięknej scenerii jezior i lasów. Mijającego lata i pierwszych oznak jesieni. Od dłuższego czasu w końcu dobrze jechało mi się na rowerze i  miałem zapał do rywalizacji. Ostatnie tygodnie to czas jakiejś kompletnej zamuły. Zupełnego wypalenia wyścigami, treningami, chorobami… Założeniami wyścigów i rezultatów, którym nie dałem rady podołać. Sezon startów już zakończyłem, bo było to jedyne rozsądne rozwiązania. Pozostało jeszcze podsumowanie i  wnioski na przyszły rok.

Brak komentarzy do "Garmin Gravel Race & Szuter Master Kaszuby"