Drużynowa jazda w Czechach na ŽACLÉŘSKÁ 70 MTB
Na informację o zawodach ŽACLÉŘSKÁ 70 trafiliśmy przypadkiem. Ot taka niepozorna ulotka na Rallye Sudety. Łukasz Klimaszewski od razu pomyślał, że to może być niezła zabawa i urozmaicenie po ciężkim sezonie. Szybko więc kompletujemy ekipę i jedziemy.
Relacja od Łukasza Klimaszewskiego: Jazda drużynowa w MTB jest dość nietypowa. Muszę jednak przycinać, że wyścig w tej formule jest bardzo atrakcyjny i emocjonujący. W kolarstwie górskim niemal zawsze jedzie się tylko na siebie i niejako przeciw wszystkim. W wypadku TTT zgrana drużyna jest czymś więcej, niż tylko wypadkową współczynnika W/kg dla poszczególnych zawodników.
Jako kapitan, poza przejechaniem trasy i dotarciem do mety, miałem jeszcze dodatkowe zadania i sporą odpowiedzialność na swoich barkach: przede wszystkim jazda na zmianie tak szybko, jak się da, ale równoczesne zadbanie, aby nikt nie odpadł po drodze. Dowiezienie z bufetu bidonu, gdy któryś z towarzyszy osłabł. Ponadto pilnowanie trasy i przewidywanie z wyprzedzeniem niebezpiecznych miejsc. Cały czas trzeba jechać ze świadomością, że nie kieruje się już sportową osobówką, ale autobusem przegubowym 🙂 Centymetry za moim kołem jadą koledzy, którzy widzą jedynie moje plecy i muszą w 100% mi zaufać.
Wyścig udowodnił, ze jesteśmy naprawdę zgraną drużyną. Każdy ma swoje słabe i mocne strony. W jeździe drużynowej chodzi o to, aby wzajemnie niwelować te różnice i korzystać z mocnych stron każdego zawodnika.
Relacja od Darka Porosia:
ŽACLÉŘSKÁ 70 to wyścig, o którym usłyszałem od kolegów juz przed kilku laty. Pomyślałem wówczas, że to jeszcze trudniejsze niż drużynowa jazda na czas na szosie. Bo w MTB oprócz równego tempa zawodnicy muszą pokonać w podobnym czasie także wszystkie zjazdy czy sekcje techniczne, aby z dobrym wynikiem wspólnie dotrzeć do mety. Ponadto krajowe imprezy ograniczające się do maratonów i XCO nie są już tak pociągające jak kiedyś. W naszej drużynie udało się zbudować równą i silną reprezentację. Sam wyścig to szybka górska wyrypa, trwająca ponad 3 godziny. Z pewnością brakowało smaczków w postaci sekcji technicznych, jednak trasa była urozmaicona, wymagająca kondycyjnie i atrakcyjna pod względem widoków.
Jazda z kolegami z drużyny okazała się bardzo przyjemna, choć nie oszczędzaliśmy się. Tylko Łukasz nie miał chwili słabości. Natomiast ja i nasz orlik Jakub musieliśmy kilkukrotnie zwolnić, pożywić się i zebrać siły, by dotrwać do mety. Udało się uniknąć nieporozumień i niepotrzebnego dociągania do lidera. Tym razem brakło sił by dać solidną zmianę Łukaszowi. Z pewnością w ten sposób udałoby się podrasować końcowy wynik i wygrać ten wyścig. Pozostaje niedosyt i chęć spróbowania sił za rok z lepszym przygotowaniem, tak by powalczyć o zwycięstwo.
Relacja Jakub Kowalczyk: