Blog: Okiem managera – odcinek 2 Bike Adventure
To nie była moja pierwsza etapówka MTB, ale dopiero pierwszy raz miałem okazję wystartować w Bike Adventure organizowanym przez dobrze znaną nam ekipę Grabek Promotion, odpowiedzialną za Bike Maraton. Ekipa Mitutoyo AZS Wratislavia startuje tam regularnie od 2014 roku i słysząc pozytywne recenzje kolegów z drużyny postanowiłem spróbować. Nie żałuję na pewno, bo trasy były sporo trudniejsze niż na większości edycji maratonów BM, zwłaszcza techniczne odcinki w dół pozwalały poczuć flow czy zmierzyć się ze sporymi kamieniami tych z rodzaju telewizorów niż małego AGD/RTV. Momentami przypomniało mi się nawet jak trudno było w 2015 roku na etapówce MTB Trilogy w Czechach.
Swój start jeśli chodzi o dyspozycję sportową nie zaliczę do udanych – potraktowałem jazdę na dystansie PRO (gdzie było codziennie do przejechania 50-60 km i blisko 2000 metrów w pionie) jako dobry trening i odskocznię od codzienności, bo niestety w tym roku praca zawodowa, prowadzenie klubu i treningów z młodzieżą uniemożliwiły mi odpowiednie przygotowanie się i osiąganie satysfakcjonujących mnie wyników (myślę że TOP 30 OPEN to byłby dobry wynik patrząc po zaangażowaniu moich kolegów z drużyny).
Najbardziej smutna część etapówki, to defekt już na I etapie na 17 km, gdzie urwany hak przerzutki chciał zniweczyć moją rowerową przygodę roku. Nie udało się tego naprawić na trasie, zjechałem do bazy, a pogoda nie napawała optymizmem by wrócić na trasę – zimno, deszcz i burzowe chmury. Szybka diagnoza i serwis, i jak się okazało oprócz zerwanego haka przerzutki, pogięty jest też wózek przerzutki oraz sam łańcuch. Wymagało to większego serwisu, a deszcz który zaczął padać na trasie i spore ochłodzenie sprawiło, że był to prawdziwy etap przetrwania, widząc zmokniętych i zziębnietych kolegów z drużyny, nie żałowałem że nie pojechałem dalej, chociaż pewnie zmieściłbym się w limicie jazdy. Szacun dla wszystkich którzy ukończyli ten etap.
Do II etapu podchodziłem już z luźną głową, niestety z powodu braku ukończenia I etapu, zgodnie z aktualizowanym na ten rok regulaminem Bike Adventure, nie byłem już brany pod uwagę w klasyfikacji OPEN PRO i drużynowej, więc SMS na mecie, że zająłem 3. Miejsce OPEN sednie mnie rozbawił. To był etap ze sporą ilością błota, mokrych i niebezpiecznych zjazdów oraz finiszem pod górę, gdzie ostatnie 2 kilometry singla bardzo się ciągnęły.
III etap miał być tym najtrudniejszym i najbardziej wymagającym. Wstyd się przyznać, ale mimo tego że jeżdzę już 10 lat w różnych zawodach MTB to jakoś do tej pory omijałem legendarną Petrovkę. I w sumie nie ma czego żałować – nudny, momentami bardzo stromy szturowy podjazd, na którym jedynie ostatnie metry stanowią trudność z luźnym podłożem oraz belki wybijające z równego kręcenia. Tu żałowałem, że na moją niewytrenowaną nogę miałem przełożenie tylko 32-46 (ratunek w kasecie SunRace – polecam!), ale dzięki temu jechałem szybciej niż reszta i wyprzedziłem na tym podjeździe kilkadziesiąt osób! Niestety takie turbo na 35 km przepłaciłem wychłodzenieme orgnizmu na zjeździe (znowu szutrowym – szkoda), drgawkami na bufecie i generalnie mega bombą. Do tego brak ciastek, brak batonika na trasie, nieregularne wciągnie żeli i bomba była straszna. Na technicznym zjeździe musiałem się zatrzymać bo miałem mroczki przed oczami a ból pleców w odcinku lędźwiowym był nie do zniesienia. Na szczęście jakoś doturlałem się do mety, odżyłem, i w miłym towarzystwie pań (tu pozdrowienia dla Bożeny Gomułki) udało się dotrzeć do mety cały i zdrów.
IV etap chłopaki mówili że prosty i z górki, a jak się okazało było co jechać. Dwa długie szutrowe podjazdy, które wysysały energię, poprzeplatane bardzo ciekawymi technicznymi zjazdami w tym ten znany mi “Złoty Widok”, gdzie wyprzedziłem kilkanaście osób, dały naprawdę popalić. Myślę, że tego długość etapów byłaby optymalna dla tak niewytrenowanych osób jak ja, a dystans 44 km i 1500 metrów przewyższenia nie jest przerażający dla większości uczestników Bike Adventure.
Podsumowując, był to mój (dopiero) pierwszy start w etapówce MTB w Polsce. Organizacja bardzo dobra, za co należy się pochwałą dla ekipy Grabek Promotion. To miłe i znaczące, gdy sam organizator wyścigu dogląda go i pomaga uczestnikom np. Wymieniać dętkę (ukłon dla Macieja Grabka – on taki naprawdę jest, nic nie udaje), czy zamienić kilka słów z Bartkiem Dulem, który wynalazł dla nas takie super ścieżki.
Z wyników ekipy nie do końca jestem zadowolony, bo była szansa na chociaż jeden wygrany etap na PRO, a w drużynówce próbować walczyć o TOP 3 – znowu zakończyliśmy na niechlubnym 4. Miejscu. Ładnie pojechała młodzież na dystansie FUN i Adam zawstydził starszych, wygrywając jeden etap OPEN a w generalce zajmując miejsce na podium to jest trzecie. Pięknie, widać że forma idzie w górę. Pecha miał Łukasz Klimaszewski, który mocno się nastawiał na Bike Adventure, znał dobrze zjazdy i wykorzystywał przewagę, a na podjazdach czuł moc. Dwa razy 4 miejsce to nie był satysfakcjonujący go wynik, dlatego solidnie przygotowaliśmy sięna królewski III etap – z małym ale znaczącym szczegółem – nowa korba Sram Quark, która 2 dni działała bez zarzuty, nagle się odkręciła na Petrovce i w sumie gdyby nie przypadek iż Przemek Lewandowski z drużyny miał w przyborniku rzadko spotykany imbus 8 to wyścig by się skończył dla Łukasza. Duża strata, próba odrobienia na IV etapie, bomba i dopiero 6 miejsce w generalce.
Myślę, że przy aktualnym trybie pracy i objechaniem już przeze mnie chyba wszystkich możliwych maratonów MTB w górach (zarówno na wschodzie – Cyklokarpaty, na Śląsku – MTB Marathon jak i na Zachodzie – BIke Marato), a startów pewnie mam ponad 100, takie etapówki to świetny sposób na spędzenie rowerowo urlopu i skondensowanie jazdy po górach. Z tym że wymaga to lepszego przygotowania – fizycznego, technicznego jak i mentalnego. Myślę, że jeśli nie na Bike Adventure, to za rok spotkamy się na innej etapówce MTB, a spokojnie w ciągu roku w sensownych odstępach czasu można pojechać 2 czy nawet 3 takie etapówki 3-4 dniowe. Tygodniowy Trans Alp czy Sudety MTB Challange na razie majaczą mi na horyzoncie