Bike Maraton w Bielawie – trasa mordercza dla kolarskich nóg

Najbardziej wykańczająca trasa sezonu? Edycja w Bielawie ma spore szanse na ten tytuł. Niemiłosierne podjazdy i upał skutecznie sponiewierały zawodników. Niemal 3 tys. metrów w pionie i czas zwycięzcy o okolicach czterech godzin. Bike Maraton zmierza w dobrym kierunku!

Drużyna Mitutoyo znów najlepsza!
Foto: Bike Maraton

Przed dwoma etapówkami Łukasz jest w gazie. Tylko to zezowate szczęście…

6.Open 1.M3
Foto: Ola Sulikowska

Tym razem relacja słodko-gorzka. Był to bardzo ciężki wyścig i jednocześnie jeden z lepiej przejechanych  przeze mnie w tym sezonie. Z drugiej strony, jak zwykle przy moim nieszczęściu, wykonana praca nie przełożyła się  do końca na wynik. W okolicach Kalenicy, na głupim szutrze (niespodzianka) załapałem z tyłu kapcia. Ogólnie paździerz i wojna. Opona jak po wybuchu – nie wiadomo co łatać najpierw. „Zasznurowałem” ile byłem w stanie, dobiłem pianką, wyczerpując w międzyczasie zasób znanych mi przekleństw. Chwilę więc musiało to trwać…

Łukasz Klimaszewski
Foto: Ola Sulikowska

Na pół-flaku dotoczyłem się na przełęcz, gdzie chłopaki  z busa CST użyczyli mi pompkę stacjonarną i mogłem dobrze uszczelnić oponę. Dalej zaczęła się przyjemniejsza część wyścigu i turbo pogoń. Jechało mi się na tyle dobrze, że do mety dotarłem na przyzwoitym, szóstym miejscu OPEN. Pokonanie trasy zajęło 4 godziny i 9 minut. Odejmując równo 10 minut zmitrężonych na naprawę, daje to naprawdę dobry czas jazdy. Jeśli po Szklarskiej ktoś liczył, że odtąd będzie już z górki… to się przeliczył.

Foto: Kasia Rokosz

Trasa w Bielawie była  moim zdaniem dużo trudniejsza niż ta w Szklarskiej Porębie. Niemal tyle samo przewyższeń na dystansie o 30 km krótszym. Do tego wiele bardzo stromych ścianek w terenie i upał. Dawno tyle razy nie musiałem używać „żółwia” 36×50. Przy tym 100% podjazdów i zjazdów było płynnych i przejezdnych.  Bike Maraton zmierza w dobrym kierunku.

Dla Piotrka był to jeden z trudniejszych wyścigów. Kolejne zwycięstwo z własnymi słabościami.

Foto: Kasia Rokosz

W tym roku trasa w Bielawie była mordercza: długie i strome podjazdy, przewyższenia prawie jak w Szklarskiej Porębie, pomimo krótszego o 30 km dystansu. Pierwsza połowa szła bardzo dobrze i dawała spore nadzieje na udany wyścig. Tydzień przejeżdżony w górach dał rezultat. Wiem zatem, że potencjał jeszcze jest. Niestety zbyt mały objętość treningowa w tym sezonie dała o sobie znać w drugiej części wyścigu, kiedy trasa mnie zabiła. Na szczęście nie do końca, bo wyścig mimo wszystko ukończyłem.

Piotr Majer
Foto: Kasia Rokosz

W tym roku trasa w Bielawie została znacznie przeorganizowana: dołożono długich, stromych i technicznych podjazdów. Doszły nowe zjazdy dzikimi singlami. Było więcej zabawy i więcej wyzwań. Jedna z trudniejszych, jeśli nie najtrudniejsza trasa sezonu. Nawet w porównaniu do ULTRA w Szklarskiej Porębie i mimo trudności jakie mnie tam dopadły. Podsumowując: warta była przejechania!

Nasz ultra-kolarz Krystian nawet się porządnie nie rozgrzał, gdy był już na linii mety. Niecałe pięć godzin jazdy to dla niego sprinterski dystans.

Krystian Jakubek jak zawsze pełny energii fot. Kasia Rokosz

Czwarty rok jeżdżenia giga w BM i czwarty start w Bielawie. W połowie wyścigu wpadła mi do głowy myśl, że zapowiada się najbardziej udany występ w tej lokalizacji. Nie był to mój dzień, nie byłem w najlepszej formie, ale po ukończonej 11 dni temu ultramaratonu WISŁA 1200 czułem się już nieźle. Zarówno w górę jak i w dół jechało się szybko i przyjemnie. Trasa została mocno ulepszona względem poprzednich lat. Wycięto wiele nudnych, szutrowych „dojazdówek” i zamieniono je na mniej lub bardziej techniczne ścieżki. Wszystko szło dobrze do momentu zgubienia pełnego bidonu 900 ml, który wwiozłem na wszystkie okoliczne górki, a nawet się z niego nie napiłem. Nieco się zmartwiłem, bo słońce mocno dogrzewało, ale pomyślałem, że zatankuję drugi bidon na bufecie. Do bufetu było daleko i trochę uschłem.

fot. Kasia Rokosz

Druga pętla giga szła opornie. W kilku miejscach chwilami butowałem pod górę. Po wdrapaniu się na Kalenicę byłem tak zapocony, że dłonie ślizgały mi się po gripach tak, jakbym posmarował je masłem. 2-3 km dalej leżałem, bo ręka „uślizgnęła” mi się na kierownicy i na łatwym singlu zamiast skręcić w prawo, nagle odbiłem w lewo. Pozbierałem się i poobijany dokręciłem ostatnie 10 km do mety z bolącym nadgarstkiem.

Fot. Ola Sulikowska

Niespełna 5 godzin na trasie pozwoliło zmieścić się w TOP 20 i wskoczyć na pudło w M2. Teoretycznie najlepszy wynik spośród wszystkich 4 startów w Bielawie, ale ręka nadal pobolewa 🙁