Bike Maraton Świeradów-Zdrój – relacja
Jak to mówią: dobra ekipa nie jest zła! Start na Bike Maratonie w Świeradowie-Zdroju zapowiadał się nad wyraz dobrze: po pierwsze od kilku dni prognozy pogody wskazywały na brak opadów oraz na iście letnią o tej porze roku temperaturę 20 st C! Kto był w 2016 roku wie skąd ten entuzjazm. Wówczas temperatura oscylowała w granicach 1-3 st C, ciągle mżyło lub padało, a na samej górze można było nawet dostrzec gdzieniegdzie śnieg! Wtedy to po zjeździe doznałem hipotermii, z której nie mogłem wyjść przez 20 min w ciepłym samochodzie…
Drugi powód do radości to spora teamowa frekwencja. Nasze niestrudzone maratonowe “konie”: Łukasz Klimaszewski, Arek Kuna + Bartek Krzyśko, które nie jedną “setkę” w tym sezonie zaliczyły, dawały nadzieję, że jeśli uda mi się utrzymać ostatnią formę, to powinniśmy uzyskać dobry wynik w klasyfikacji drużynowej OPEN. I nie myliłem się. Wyniki już dawno znacie z FB więc w zasadzie nie ma sensu owijać w bawełnę, pozostawiając podsumowanie na koniec: zdobyliśmy trzecie miejsce w doborowym towarzystwie JBG2 oraz CST!
Ale wracając do wyścigu: nastroje były dobre na tyle, że nawet porywczy wiatr ich nie popsuł. Bez zbędnej spiny staję w sektorze startowym na dosłownie kilka minut przed startem. Arek zajeżdża z kubkiem świeżo parzonej kawy(?!) jednym słowem: jest moc! 😉
Dodatkowo emocje same się nakręcają: wiem, że ostatnio z formą nie jest źle, przygotowania (spanie, jedzenie, nawodnienie, odżywianie) poczyniłem podobnie jak ostatnio, zatem nie powinno być tu zaskoczeń. Sprzęt również podregulowany po ostatnich przygodach powinien dać radę. Plan jest ambitny, ukierunkowany na odzyskiwanie punktów do generalki, które w pierwszej połowie sezonu zostały utracone. Rywale wówczas wyrwali do przodu, a ja mogłem się tylko temu przyglądać. A skoro forma teraz dopisuje, kwestia trasy i jej szutrowego charakteru staje się zdecydowanie drugorzędnym tematem.
Trasę i rejony znam bardzo dobrze. Podobnie jak w edycji Jeleniej Góry mogę wykorzystać też taktycznie. Przy tak silnym wietrze, dobrze wiem, że muszę na górę, po siedmiokilometrowym podjeździe wjechać najlepiej z odpowiednią grupą, z którą będę w stanie na zmianach przekręcić kolejnych kilkanaście kilometrów, aż do poważnego, technicznego zjazdu za kopalnią Stanisław.
Nie jest łatwo. Na początku kilka mocnych depnięć przesuwa mnie ku przodowi gdzie jedzie Arek Kuna oraz Ola Andrzejewska. Oni jadą mocno i trzymanie ich tempa może wiązać się z przegrzaniem. Tętno oscyluje na progu. Ryzykuję przepalenie ale trudno, ryzyk fizyk. Wjeżdżam na górę z mocnym składem. Na szybszych odcinkach w dół, znając co i gdzie można jechać – prowadzę, na podjazdach palmę pierwszeństwa przejmują silniejsi. Trochę mi odjeżdżają ale okazuje się, że własny rygor i stabilne tempo pozwala przed drugim bufetem odrobić straty i dojechać do grupy.
I teraz ważny moment: przed nami, za kopalnią Stanisław najbardziej techniczny punkt programu. Aby mieć “spokój” trzeba wjechać na pierwszej pozycji. Przed przewyższeniem atakuję i odjeżdżam. Przewagę udaje się utrzymać przez następny kilometr. Plan wykonany.
Jedynie Sebastian Chojnowski już na zjeździe napiera z tyłu, więc puszczam go przodem, a zjazd pokonuję na spokojnie samotnie.
Teraz w zasadzie może się już dziać co chce: przed nami podjazd i długi zjazd do Świeradowa i znowu wspinaczkę. Tutaj samo bycie w pociągu nie wystarczy, zatem trzeba kręcić to co się ma, bez oglądania na silniejszych.
Do drugiej rundy docieram sam, oddaje palmę pierwszeństwa rywalom. To jednak inna klasa ale i tak nieźle wyszło. Na podjeździe zaliczam mały kryzys. Nie ułatwia mi fakt, że dogania i wyprzedza mnie Arek Kuna. Później dojeżdża Paweł Perkowski z Danielem Oliwą. Daniel mocno ciągnie. Próbuję się podczepić ale ze sporą obawą czy dam radę. WIem, że trzeba próbować, bo po szczycie, na przepłaszczeniu, jazda samemu będzie samobójstwem.
Udaje się go utrzymać i dalej jedziemy razem, dając wzajemne zmiany.
Sytuacja nie zmienia się w zasadzie do samego Świeradowa choć trochę się wzajemnie szafujemy.
Na ostatnich kilometrach Arek odjeżdża, Paweł odjeżdża. Jedynie Daniel pozostaje w zasięgu, choć jak mi się wydaje jedzie za silnie dla mnie. Nie poddaję się i to się opłaca. Energia trochę wraca, mogę równo i silnie kręcić dalej co pozwala odjechać i utrzymać przewagę już do mety, a tam wpadam dosłownie kilka sekund za Arkiem.
Plan został wykonany: pierwszy podjazd na szczęście nie przepalił mnie doszczętnie i udało się utrzymać zadowalające tempo w całym wyścigu, a to poskutkowało 3 miejscem w kategorii M4 oraz kolejnym odrabianiem punktów do klasyfikacji generalnej.
A jak reszta naszej ekipy? Na giga Łukasz jak zwykle pociągnął mocno i dojechał do mety w czołówce.
Arek mimo trochę marudzenia, co do gorszej jazdy jak rok temu, też dojechał mocno, a Bartek Krzyśko jak prawdziwy góral nie poddał się problemom żołądkowym i walczył do końca.
Klasę pokazali również Hania Fijałkowska na mega (pierwsze miejsce w kategorii)
oraz nasz trener, Darek Poroś, który dojechał drugi open oraz jako pierwszy w M4.
Na koniec zobaczcie jak tam na dole wiało! Na dole, bo na górze nie było aż tak źle 😉
Natomiast w video Bike Maraton wypowiedzieli się Arkadiusz Kuna i Łukasz Klimaszewski
Wyniki:
Drużynowo:
3’cie miejsce w klasyfikacji OPEN oraz
2’gie miejsce w klasyfikacji Muszkieterów
Giga:
Łukasz Klimaszewski 8 OPEN / 8 PROM
Arek Kuna 23 OPEN / 5 M3
Piotr Majer 24 OPEN / 3 M4
Bartek Krzyśko 50 OPEN / 11 M3
Mega
Dariusz Poroś 2 OPEN / 1 M4
Hania Fijałkowska 73 OPEN / 1 K1
Bartosz Bartosiewicz 67 OPEN / 7 M0
Krzysiek Kwaśniweski 164 OPEN / 49 M3
Classic
Paweł Szymański 26 OPEN / 1 MM
Adam Szachewicz 114 OPEN / 4 MM
Adam Szymański 262 OPEN / 5 M65
Piotr Majer