Ultra-tygrysy na maratonie w Szklarskiej Porębie

Nasi zawodnicy spisali się rewelacyjnie podczas najtrudniejszej edycji Bike Maratonu!

Foto: Bike Maraton

Dla Łukasz ten start był okazją na rewanż za ostatnie niepowodzenia.

Dobrze jest znów móc napisać pozytywną relację po zawodach. Ostatnio nie było ku temu okazji. Po bardzo udanym początku sezonu, czerwiec w moim wykonaniu to była katastrofa. Przegrałem wszystkie wyścigi, na których mi zależało.  Kumulacja niefartów, defektów i choroba w przeddzień Jeleniej Góry. Ciężko znaleźć jakiś „błąd w sztuce” w planie treningowym lub przygotowaniach. Nawet po wielu latach ścigania  się,  każdy ma  jakiś poziom wytrzymałości, po przekroczeniu którego głowa siada i wszystko zaczyna się lawinowo sypać. Na szczęście w porę pojechałem w góry, pobawiłem się rowerem i odświeżyłem sobie dawne ścieżki.  Pomaga.

3.Open, 1. M3
Foto: Ola Sulikowska

Trasa w Szklarskiej była świetna. Mniejsza o nazwy: ultra nie ultra. Pewnie to ładne marketingowe opakowanie, ale do trudności wyścigu ciężko się przyczepić. 100km i 3000m w pionie, 5 godzin jazdy. Do tego bardzo dużo ciekawych, technicznych odcinków. Przy tym w 100% przejezdnych i bardzo przyjemnych. Jedynie wieczne przepychanie się przez ogony mini i mega było wkurzające. 
Początkowe kilometry prowadziły szybkimi szutrami. Po wjeździe na single odjechała mi pierwsza piątka, ale  spokojnie jechałem na swoje „cyferki”. Zawsze wolę zaatakować z kontry pod koniec wyścigu.  Faktycznie, na drugiej pętli dogoniłem Mikołaja Dziewę i byłem już czwarty. Medal z paździerza dla pierwszego poza spodium to jednak nie to, więc jechałem wytrwale dalej.  Na ostatnich 15 km zniwelowałem 3,5min straty do Michała Ficka. Dwa kilometry przed metą zrównaliśmy się. Szybka wymiana spojrzeń. Kto wygląda na bardziej zbombionego? Starczyło jeszcze na mocną końcówkę.

Foto: lukik_k_

Dzień był upalny, więc trzykrotnie dolewałem bidon na bufetach. Miałem także swój prywatny box techniczny… czyli bidony skitrane w  krzakach przed wyścigiem.  Razem z torbą z narzędziami, gdybym znów coś rozwalił. Poza czterema żelami Dextro, jedną kieszonkę jak zwykle miałem wypchaną daktylami.  Rozwiązanie skuteczne, praktyczne i tanie. Polecam. Podziękowania dla Kamila, który na ostatnich kilometrach oddał mi swój bidon. Bez niego byłoby krucho.

Foto: Ola Sulikowska

Podsumowując, jeden z bardziej satysfakcjonujących wyścigów, jakie zaliczyłem w ostatnim czasie. Z nawiązkom odbiłem sobie ostatnie niepowodzenia. Lubię długie wyścigi, bo nie ma tu miejsca na przypadki. Przygotowanie wymaga wielotygodniowych, rzetelnych przygotowań. O sukcesie decydują nawet takie drobnostki, jak ćwiczenie dłoni sprężynką, czy ćwiczenia core. Po pięciu godzinach w siodle, ból pleców lub  słabnące dłonie mogą przesądzić o wyniku.

Foto: Kasia Rokosz

Piotrek nieco obawiał się startu długim dystansie. Poszło mu jednak całkiem dobrze.


W zeszłym sezonie zaliczyłem dwa takie maratony i nawet przebiegłem po górach 57 km, ale w tym roku brak treningów napawał trochę strachem przed „setką”. Z tego względu najważniejsze było przygotowanie planu żywieniowego na maraton i odpowiednie rozłożenie sił Także wskazanie właściwego pułapu tętna. Odżywianie się sprawdziło. Tętno trzymałem (no może ciut ciut przegiąłem po starcie), a nogi w ostatnim czasie trochę wzmocniłem. Suma summarum wyszło in plus. Wprawdzie przejechałem wolniej niż rok wcześniej, ale nogi wytrzymały, skurcze były tylko sporadyczne.

Foto: Arek Kuna

Był kryzys w drugiej części (ewidentny brak przepracowanej zimy).Za to gdy kryzys minął (a na szczęście zdarzyło się to na 80’tym km – na początku najdłuższego podjazdu – 6 km), cukier dotarł do mięśni i chociaż na koniec dorzuciłem do pieca i wyprzedziłem kilka osób i nadrobiłem wielominutowe straty do konkurencji, która raczyła mi odjechać już dużo wcześniej. Wyścig nie był dla trofeum. Był próbą w obecnej mojej sytuacji beztreningowej. Dał trochę doświadczenia i pokazał, co i jak robić w przyszłości. Zatem jak to mówią: nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. A to że się „nie szarpałem”, tylko pojechałem swoje, pozwoliło dodatkowo na tak zwaną pojeżdżawkę dzień później, po singlach Olbrzymy. Zatem do zobaczenia na następnym wyścigu w Bielawie!

Arek wyrównał w końcu rachunki z wyścigiem w Szklarskiej Porębie.

Równo dwa lata temu na zjeździe z  Dwóch Mostów ewidentnie przesadziłem i skończyłem z rozciętą brodą po krótkim locie i bezpośrednim starciu z głazem. Po opatrzeniu na mecie zachęcano mnie, żebym na ostry dyżur jechał dać się dobitnie zszyć. Siedzenie do późnych godzin nocnych na poczekalni i w efekcie wycofanie się z wyścigu Bike Adventure dzień przed zakończeniem z powodu kawałka rozciętej skóry jakoś wówczas mi się nie widziało 🙂 Równo rok temu, pierwsze zawody MTB Bike Maraton na ponad 100 km i rozładowane baterie na 66 km i dalej 1/3 trasy w męczarniach.

Tym razem byłem już lepiej przygotowany. Pobudkę miałem o 4:10, następnie 3 godziny w pociągu 😉 Organizator dowalił wyczerpującą trasę, lepszą niż poprzednio – prawie 3200 m w pionie, kilka technicznych zjazdów plus single sprawiły, że bolały nie tylko nogi, ale… nadgarstki, stopy, ramiona, barki, plecy równie mocno – 6 godzin i 6 minut katorgi – bez upału, ale powietrze ekstremalnie suche. Dziś już powoli dochodzę do siebie, mogę zajrzeć w tabelki i podsumować 🙂 – czas 9 minut szybszy niż w zeszłym roku, wysiłek fizyczny wg magicznych algorytmów rekordowy, 10 pozycji Open wyżej niż w 2018 – 31 vs 41. Sporo znanych twarzy, z którymi walczyłem w tym roku równo zostało w tyle, parę kolejnych na celowniku dopiero mnie dorwało po 3/4 trasy. Do ideału kondycji i taktycznego rozkładu sił (jechałem momentami 5-10 pozycji wyżej w stawce) jak zwykle daleko, ale postęp jest. Na szczęście Łukasz Klimaszewski dojechał trzeci Open a drużynowo skończyliśmy bezapelacyjnie pierwsi dzięki wspólnemu wysiłkowi do spółki jeszcze z Bartoszem, Dariuszem -dieta bezmięsna chyba mu pomogła 😉 i Piotrem. Nowe, lekkie i przyczepne opony MITAS Cycling Kratos robią robotę. W końcu miałem okazję je przetestować w srogich warunkach i Personal Besty na zjazdach wjechały mocno – ziomeczki z Gdyni i na fullach zostawali w tyle, bez defektu 🙂

Darek ukończył maraton w pierwszej dziesiątce open i już czeka na MP XC w Mrągowie.

Jest wiele osób, które wspierają moją kolarską pasję. Wszystkim tym osobom winien jestem kilka słów komentarza po Bike Maraton w Szklarskiej Porębie. Brałem udział w tej profesjonalnie zorganizowanej imprezie w dniu zakończenia obozu kondycyjnego naszego teamu. Był to też dzień rozpoczęcia zgrupowania Wojewódzkiej, Dolnośląskiej Kadry Młodzików w OW Kaliniec w Przesiece. Korzystając z wolnego przedpołudnia pojechałem giga dystans tego ultra wyzwania. Pobyt w górach oraz pełnowartościowa dieta od Fit4You Catering Dietetyczny służą mi bardzo.

Foto: Robert Dakowski

Pomimo ogromnego zmęczenia już na starcie, dzielnie zmagałem się z kolejnymi, wymagającymi kilometrami tej bardzo różnorodnej trasy. Organizatorzy dobrze wykorzystali możliwości terenowe. Dzięki wielu ciekawym i ambitnym sekcjom, nie tylko naturalnych, ścieżek, kolejne godziny zmagań szybko minęły. Jako oldboy, z czasem wyprzedzałem sporo zawodników przebijając się z drugiej do pierwszej dziesiątki. Jestem bardzo zadowolony z wygranej w kategorii M4. Dojechałem do mety jako 7 zawodnik OPEN. Jedyny niesmak to wielokrotne dublowanie się dystansów oraz ilość śmieci pozostawionych przez „kolarzy”na trasie. Chyba nawet organizator dostrzegł ten problem.

Foto: Ola Sulikowska

Moje dalsze plany startowe to Sudety MTB Challenge oraz Mistrzostwa Polski w kolarstwie górskim w Mrągowie. Forma rośnie, a zdrowie dopisuje. Trzymajcie kciuki za mnie i moich podopiecznych, bo oczywiście planujemy również start w sztafetach drużynowych na MP.

Foto: Ola Sulikowska

Brak komentarzy do "Ultra-tygrysy na maratonie w Szklarskiej Porębie"