Tygrys groźnie szczerze zęby – wygrana w Jodłowniku
Dobra seria trwa Łukasza trwa. Pewnie to za sprawą nowej czapeczki z tygrysem :). Tygrys groźnie szczerzy zęby, więc w tym tygodniu wpadło zwycięstwo na Pucharze Strefy Sudety w Jodłowniku. „Lubię tą trasę ze względu na dobry współczynnik przewyższeń do dystansu.” – mówi Łukasz.
Po korekcji wysokości wyszło 2294 m na 49 km, co daje przyzwoity wynik 46,8 m/km. Taka prywatna klasyfikacja maratonów – nie tylko według dystansu. Niedoścignionym wzorem pozostaje u mnie póki co Sellaronda Hero z wynikiem prawie 51 m/km, ale to inna historia. O bombie życia może kiedyś jeszcze napiszę…
Trasę znałem sprzed roku – długie podjazdy, trochę technicznych zjazdów. W znacznej części „brudnych”, z luźnymi patykami i kamieniami. Takich, gdzie najłatwiej o przypadkowy defekt. Strategia była więc prosta – zjazdy spokojnie i bez błędów, podjazdy na wyniszczenie.
Od startu jazda w dość mocnej grupce: Maciek Jeziorki, Jakub Najs, Tomas Ševcu. Jezior nadawał tempo na szutrowych zjazdach, prezentując „enduro style” i wchodząc w winkle z wypiętym butem. Na bardziej technicznych odcinkach na prowadzenie wyszedł Czech. Na wprost po wertepach szedł jak przecinak. Nie za bardzo ogarniał jednak momenty, gdy trasa zmieniała kierunek. W efekcie i tak doganialiśmy go i nie wykorzystywał przewagi fulla. Ja jechałem nie za szybko, nie za wolno i poprawiałem na podjazdach. Gdy trzeba ryzykować na zjazdach, to trzeba. Jeśli ma się perspektywę ucieczki lub odwrotnie, goni się silniejszego, to warto. W 8/10 przypadków nie warto. Naprawdę. Za koma i urwany hak przerzutki nikt medali nie daje. Już wielokrotnie to przerabiałem. Może koło trzydziestki człowiek w końcu zaczyna myśleć i nagle statystyka wyścigów nieukończonych / ukończonych się poprawia.
W końcu rywale zostali gdzieś z tyłu i na drugą rundę wjechałem sam. Mimo upływającego czasu kręciło mi się lepiej i lepiej. W końcu jako pierwszy przekroczyłem metę.
2,5 godziny to ledwie rozgrzewka przed przyszłotygodniową etapówką. Na razie tłukę interwały, łykam kilometry i nabijam TSS’y. Zdobyłem się nawet na wykonanie znienawidzonego testu 20 min. Forma na podjazdach powinna być jeszcze lepsza.
Łukasz Klimaszewski