Szuter Master Kamienna Góra – ściganie w górach w formule gravel racing
Arek i Łukasz stanęli na starcie wyścigu w Kamiennej Górze, aby zmierzyć się z trasą liczącą 175 kilometrów i niemal 4000 metrów przewyższenia. Z ich relacji wynika, że ciężki wyścig w górach jest tym, co lubią najbardziej. Odnotowali też bardzo dobre rezultaty na mecie.
Arek Kuna: Szuter Master – Kamienna Góra (8.06.24) – to już trzeci raz! Deszczowy DNF dwa lata temu, rok temu bardzo przyjemne zwycięstwo, tym razem Top 5.
W tym roku moja lista startów jest zdecydowanie skromniejsza, maratony MTB z planów wywaliłem, etapówkę mi odwołali. Zostały gravele i XCO – dwa zupełnie inne kolarskie światy, z którymi mi dobrze. I nikt mi sobie tego tak dzielić nie zabroni. Konkurowanie na dwóch frontach jest tu celem samym w sobie. Długie wielogodzinne dystanse, asfalty, szutrówki po jednej stronie, mocno techniczne i interwałowe ciasne pętle i godzinny wycisk po drugiej stronie.
Forma w tym roku jest dobra, chociaż objawia się głównie na Stravie i segmentach, gdzie trzaskam sobie Personal Besty i okazyjnego KOMa. Na zawody przekuć ją ciężko, bo i poziom sportowy wzrósł, co bardzo cieszy. To 5 miejsce dało mi bardzo sporo satysfakcji, zwłaszcza, że 175 km i 4000 m w pionie to nie jest żadne hop siup a dla mnie 8 godzin jazdy i poziomem obciążenia przypomina stare dobre niestniejące Extreme MTB Challenge Atmosfera tip top, za ten brak napinki i zdrową rywalizację uwielbiam gravele. No a całość w przepięknej scenerii, bo zawitaliśmy w przepiękne Rudawy Janowickie, które uwielbiam jeszcze od czasów, zanim Filip Springer napisał Miedziankę, potem wypad do Czech i powrót od strony Chełmska Śląskiego i Krzeszowa, cała masa architektonicznych smaczków. Moje ulubione to oczywiście te kolejowe.
Łukasz Klimaszewski: Szuter Master Kamienna Góra nie mógł pozostać bez krótkiej relacji. Piękna, górska trasa – 175 kilometrów i 4000 metrów przewyższeń, prowadząca przez Polskę i Czechy. Kawał dobrego ścigania w formule gravel racing. Choć ostatnio postawiłem na długie dystanse, nie mam zamiaru porzucać tego typu wyścigów. Po latach w MTB, nie obyłbym się bez rywalizacji ze startu wspólnego. Tego zapieku od pierwszych metrów i bezpośredniej konfrontacji z rywalami.
Od startu godnym przeciwnikiem na górskiej trasie okazał się Karol Sładek, z którym po paru podjazdach na dobre oderwaliśmy się od reszty stawki. Na podjazdach szedł dobry gaz. W dół też nie brakowało fajnych, technicznych sekcji i mogłem poczuć adrenalinę z czasów mtb. Choć próbowaliśmy parokrotnych ataków, do ostatnich kilometrów żaden z nas nie urwał na dobre rywala. W końcu ja, niestety przez błąd i przestrzelony zakręt w pole 2km do mety, straciłem kilkanaście sekund i nie było już szans nawet na sprint na kreskę.
Niemniej całokształt wyścigu oceniam dobrze. Z perspektywy czasu może trzeba było jechać bardziej ryzykowanie na ostatnich podjazdach, choćby i zbombić… Mocny finisz i tak nigdy nie będzie moim atutem. Podsumowując: świetna trasa, poziom sportowy wyścigów gravel cały czas się podnosi.