Podsumowanie weekendu #9
W ubiegłą sobotę i niedzielę cała elita kolarstwa górskiego zjechała się do Jeleniej Góry, aby właśnie tam rywalizować w cross country i maratonie. Dla naszych zawodników był to czas pełen przygód, które wywołały dość mieszane uczucia. Dlaczego? Przeczytajcie w naszym dziewiątym podsumowaniu weekendu.
Jelenia Góra Maja Włoszczowska Race
Wyścig Mai Włoszczowskiej od lat cieszy się bardzo dużym zainteresowaniem wśród zawodników jak i kibiców. Nie inaczej było w tym roku. Do Jeleniej Góry przyjechało naprawdę sporo osób. Tak mocna stawka gwarantowała rywalizację na naprawdę wysokim poziomie. Nasi zawodnicy dali z siebie naprawdę wszystko.
Hania w młodziczkach zajęła doskonałe 2 miejsce, podobnie jak Wojtek startujący w młodzikach. Olek niestety tego dnia miał pecha i po upadku musiał wycofać się z rywalizacji. W kolejnej kategorii juniorów ze świetnej strony pokazał się Kuba Kowalczyk, który linię mety przekroczył jako 8 zawodnik.
W elicie kobiet Karolina Cierluk walczyła dzielnie, co pozwoliło jej na zajęcie 20 miejsca. Ogromnego pecha miał Krzysiek Łukasik, który wypadł z rywalizacji już na pierwszym okrążeniu.
Krzysiek Łukasik
Bez wątpienia o wyjeździe do Jeleniej Góry chciałbym jak najszybciej zapomnieć – dwa wyścigi i dwie przebite opony to bardzo dołująca statystyka. Szkoda, że tak się stało, bo niewątpliwie był to jeden z fajniejszych weekendów w kalendarzu. W sobotę zorganizowany został wyścig XC, o wysokiej randze UCI – HC. Niestety nie mogę szczególnie rozpisać się na temat tej imprezy, bo swój występ zakończyłem już na pierwszej rundzie, gdy, tak jak wspomniałem na wstępie, na korzeniastym zjeździe przedziurawiłem swoją oponę. W akcie desperacji próbowałem jeszcze walczyć – po ponad połowie okrążenia “na flinstona” dotarłem do bufetu, gdzie starałem się ogarnąć kółko. Ostatecznie mój spacer na nic się zdał i pozostałe 5 okrążeń obejrzałem z perspektywy kibica wraz z Michałem Neumannem, który swój wyścig zakończył jeszcze szybciej niż ja.
Bike Maraton Jelenia Góra
Po słodko gorzkim wyścigu cross country przyszedł czas na nasz ulubiony Bike Maraton. Przed startem pogoda nie była idealna, ale wszystko diametralnie się zmieniło dla uczestników dystansu Giga. Przeczytajcie sami!
Krzysiek Łukasik
Trudno, dosyć szybko zapomniałem o swoim niefarcie i pozytywnie patrzyłem na niedzielny maraton. Pocieszał mnie też fakt, że limit pecha został wyczerpany już w sobotę, dlatego też w niedzielny poranek stanąłem w sektorze startowym w dobrym humorze. W zasadzie do połowy maratonu wszystko szło bardzo fajnie – dyspozycja była zadowalająca, ja jechałem w okolicach pierwszej dyszki, a strata do wyprzedzających mnie zawodników wynosiła kilkanaście sekund. Zacząłem już nawet myśleć o dobrym wyniku i wtedy na jednym ze zjazdów w okolicach 50 km usłyszałem charakterystyczne syczenie. Na nic się zdały szybkie zdrowaśki – mleko tryskało po nogach, powietrza było coraz mniej, a opona zupełnie nie myślała o uszczelnieniu. Szczęście w nieszczęściu, że tym razem wyjątkowo zabrałem ze sobą dętkę! Ponadto akurat w tym miejscu przy trasie spotkałem kolarzy nie biorących udziału w wyścigu, którzy pomogli mi uporać się z defektem. Mimo wszystko cała akcja trwała około 15 min, co zdecydowanie przekreśliło szanse na dobry wynik.
Nie chciałbym jednak kończyć swojego komentarza w tak negatywnym tonie, trzeba więc wspomnieć o pozytywach. Mimo woli nieustannie przypominało mi się zeszłoroczne GIGA w Jeleniej Górze. Pamiętam jak od 40 km miałem ochotę płakać na każdym, niekończącym się podjeździe i obiecywałem sobie, że nigdy więcej nie spiszę się na takie mordęgi. Jednak w tym roku sytuacja wyglądała zupełnie inaczej – cały maraton przejechało mi się dosyć gładko, a sławna “Łopata” okazała się nie być tak bardzo straszna. 🙂
Arek Kuna
Międzynarodowa UCI MTB Marathon Series – wycisk równie solidny jak w zeszłym roku, najcięższe jednodniowe zawody w sezonie, prawie 5 h jazdy. Mimo okropnej ulewy na koniec, mega frajda i super wyzwanie w postaci prześlicznych i wymagających tras Rudaw Janowickich. Mimo betonu w łydach zalegającego po wyjątkowo stresującym tygodniu, siły na kilka podjazdów starczyło i zwątpienia w sens jazdy było zero, radość maksymalna. No i to uczucie, gdy w połowe trasy znienacka wyprzedza cię Jolanda Neff.
Przemek Lewandowski
Hej, Hej, Hej przygodo!Pokonując trasę maratonu GIGA w Jeleniej Górze miałem poczucie odbywania niesamowitej przygody, którą zapewniły liczne „poszarpane” kamieniami zjazdy, a także ściany, które wydawały mi się jeszcze bardziej strome niż te spotykane w Beskidach. Maraton ten był także przygodą w głąb mojego umysłu. Toczyłem walkę ze złem, które skłaniało mnie żebym przestał, ale wyszedłem zwycięsko, bo w końcu przyświecał mi szczytny cel – pokazać swojemu organizmowi, że można przekraczać granicę swoich możliwości i adaptować się do nawet najbardziej niesprzyjających warunków. Duchota w powietrzu i nawałnica na ostatnich 15stu kilometrach chciały zaznaczyć charakterne oblicze gór, ale jakoś sprostałem tym turbulencjom, zachowując zaciętość do walki do linii mety.
Brakowało tylko trochę snu, bo w głowie od czasu do czasu pojawiał się weselny klimat odnoszący się do dnia poprzedzającego start, ale i samego dnia startu, bo przecież z wesela nie wychodzi się przed oczepinami 😛 Mimo to, czułem ogromną satysfakcję po ukończeniu wyścigu na całkiem przyzwoitej pozycji(biorąc pod uwagę fakt, że odwiedziło nas liczne grono obcokrajowców) i z nabraniem jeszcze większej świadomości swojego organizmu i tego ile jeszcze można z siebie wycisnąć. Podsumowując, atmosfera, trasa, niedzielne pasta party z herbatą jak najbardziej na plus! Oby tak dalej 🙂
Za nami bardzo trudny i wymagający weekend. Dla wielu osób nie był on łatwy, ale spokojnie sezon w pełni! Teraz szykujemy się do startu w Pucharze Polski w Białej! Będzie się działo!
No i małe podziękowania dla WAS! Mamy już 1500 osób lubiących naszą stronę. Koniecznie zostawiajcie lajki i komentarze, a będziemy przygotowywać dla was jeszcze więcej materiałów.
Do zobaczenia na trasach! 🙂