Nagroda po ciężkiej pracy – Łukasz i Karolina wygrywają w Walimiu
Łukasz Klimaszewski i Karolina Cierluk pracowicie pod względem treningów spędzili długą 9-cio dniową majówkę, zakończoną startem kontrolnym w Pucharze Strefy Sudety MTB w Walimiu. Poprosiliśmy ich o komentarz na temat przebiegu zawodów.
Miniony tydzień mogłem nieco odetchnąć od obowiązków w pracy i przez kilka dni poczuć się jak PRO-s zawodnik. Czyli funkcjonować w trybie „trening – odpoczynek – trening”. Miałem zaplanowany dłuższy blok, przygotowujący mnie do najważniejszej imprezy w tym roku. Nabiłem ponad 1300 TSS i nieźle zmasakrowany ( z TSB srogo na minusie) mogłem przystąpić do wyścigu w Walimiu – Łukasz Klimaszewski.
Początek starałem się utrzymać z czołówką, ale dość szybko mój zapas sił na ten dzień okazał się niewystarczający. Po 20 minutach jazdy byłem już lekko wykończony. Po kolejnych 15 chciałem już tylko zejść z trasy. Po wielu latach ścigania znam swój organizm dość dobrze i wiem, że mimo wszystko powinienem jechać dalej, a kryzys minie. Faktycznie, po mniej więcej godzinie zacząłem jechać przyzwoicie i w szybkim tempie mijać kolejnych zawodników. W końcu mój gigowy diesel zaskoczył i miarowo łykałem kilometry trasy i metry przewyższeń. Wystarczyło tylko regularnie zalewać go paliwem DEXTRO. Po naprawdę ciężkim wyścigu wywalczyłem trzecie miejsce open i pierwsze w kategorii, z którego jestem zadowolony. Poziom trudności trasy oceniam wysoko i czekam na kolejny PSS z serii.
Powoli zbliżają się najważniejsze starty. Pierwszym z serii będzie Malevil. Forma zrobiona przez zimę jest naprawdę dobra i mam nadzieję pokazać się z jak najlepszej strony, jadąc w pełni wypoczęty.
Karolina Cierluk:
Długi weekend majowy, podobnie jak Łukasz, spędziłam na trenowaniu korzystając z wolnego czasu od uczelni i codziennych obowiązków. Można powiedzieć, że wykorzystałam ten czas 100% czerpiąc radość z jazdy po okolicach Szklarskiej Poręby i Jeleniej Góry. Natomiast start w Walimiu był treningową „wisienką na torcie”, ale także możliwością przetestowania w warunkach wyścigowych nowego roweru. Na zmęczeniu dystans mega okazał się nie lada wyzwaniem. Były na początku przebłyski mocy, a także chwile zwątpienia, czy uda mi się dociągnąć do mety. Ostatnie kilometry w dół do mety były poniekąd zbawieniem dla zmęczonego organizmu. Cieszę się, że udało mi się przetrzymać kryzysy. Mam nadzieję, że ciężka praca zaprocentuje już niebawem.