Łukasz Klimaszewski po Bike Maratonie Miękinia
Po starcie mam dość ambiwalentne odczucia. Z jednej strony naprawdę bardzo dobre samopoczucie i przez pierwsze 20 min jazda w czołówce wyścigu, z czym zwykle mam problem. Z drugiej sporo przypadkowych niefortunnych zdarzeń i w sumie słaby wynik. Treningi udało się zaplanować tym razem bardzo dobrze i po starcie czułem się świetnie. Początek wyścigu przejechałem w czołowej grupie i dopiero stromy, acz krótki podjazd spowodował, że spłynąłem na dalszą pozycję. Potem niestety pierwszy wypadek – zawodnik przede mną upadł i podciął mnie.
Spowodowało to dość długie szamotanie się z rowerem, prostowanie manetek, napędu itp. Następnie jazda w większej grupie, która mnie doszła w międzyczasie, aż do selekcji na singlach, po której zostałem między innymi z Czarnotą Neumannem, Strycharem i Zoniem. Po pewnym czasie – w połowie rundy giga – udało się nam dogonić Patryka. Po kilku km niestety wypadek i właściwie koniec ścigania się. W głębokim błocie wpadłem na zatopioną w nim cegłę/kostkę brukową. Skutkiem była wywrotka i skasowanie twarzą płotu. W efekcie rozprułem sobie policzek o zęby i jechałem już do mety czując, jak usta co chwila są pełne krwi. Wyścig chciałem ukończyć ze względu choćby na klasyfikację drużynową, ale jedynym osiągnięciem było chyba samo dotarcie do mety – miejsce i strata czasowa dużo poniżej oczekiwań. Co do trasy – Sama runda była dość urozmaicona. Sporo singli, mało asfaltów. Na błoto i warunki atmosferyczne nikt wpływu mieć nie może. Natomiast planistycznie, moim zdaniem kompletna porażka.
Organizując wyścigi ileś lat naprawdę nietrudno się domyśleć, co stanie się po wpuszczeniu wszystkich dystansów na kilkukilometrowe kręte i błotniste ścieżki. Druga runda giga to po prostu jeden wielki korek! Po wypadku nie miałem już jakiegoś szczególnego parcia na wynik, ale mimo wszystko ciągłe wyprzedzanie, przepychanie się, bieganie z rowerem po błocicie poza trasą było jakimś nieporozumieniem. Dobrze, że chociaż forma już się poprawiła i w przyszłości powinno być lepiej.
Łukasz Klimaszewski