Łukasz i Krzysiek komentują Kamptal Klassik Trophy
W minioną niedzielę 26 marca rozpoczęliśmy starty w zagranicznych wyścigach w legendarnym już Kamptal Klassik Trophy rozgrywanym po raz 26. w historii w austriackim Langenlois. Komenatrze postartowe od Krzyśka Łukasika i Łukasza Klimaszewskiego.
Pierwszy poważny weekend sezonu! Poważny na tyle, że z domu wyjechałem już w piątek rano. Niestety nie odjechałem zbyt daleko, bo pierwszy przymusowy przystanek musiałem odhaczyć już w Warszawie – ćwiczenia z mechaniki kwantowej. Dramat, ale na szczęście potem było już tylko lepiej – zgarnięcie Oli, szybki transfer do Wrocławia, tam zmiana furki i wyjazd do Austrii. Podróż przebiegł zgodnie z planem i na noclegu zameldowaliśmy się w sensownych, wieczornych godzinach.
Następny dzień rozpoczęliśmy od objazdu trasy. Pomimo tego, że wyścig ten jest dosyć popularny wśród zawodników z naszego kraju, ja znalazłem się w Langenlois po raz pierwszy. Sporo słyszałem o specyfice trasy i jej oldskulowym charakterze. Dwa długie podjazdy i stosunkowo proste zjazdy są czymś odbiegającym od standardów dzisiejszego XCO. Ten rodzaj trasy chyba jednak mi odpowiada. Biorąc pod uwagę moją atechniczość na zjazdach, z optymizmem patrzyłem na swoje szanse w wyścigu. Zacząłem się wręcz nosić z zamiarem „ogolenia tego ogórka” :-). Reszta dnia przebiegła pod znakiem standardowych przedwyścigowych rytuałów – leżenia i jedzenia pizzy.
Niedziela to już niecierpliwe wyczekiwanie na chwilę swojego triumfu. W końcu, o 13:45 usłyszeliśmy strzał sędziego i ruszyliśmy na trasę. Niestety, rzeczywistość dosyć szybko zweryfikowała moje zamiary. Już pierwszy podjazd rozjazdówki pokazał, że tym razem Fabianowi (Gigerowi) i spółce się upiecze :D. A tak zupełnie poważnie, była to walka o utrzymanie się w połowie stawki – w nogach gruz, a nikt dookoła mnie nie myślał o zwolnieniu. Na szczęście, udało mi się zażegnać ten początkowy kryzys i w moim subiektywnym odczuciu każda rudna była odrobinę lepsza od poprzedniej.
Ostatecznie wyścig zakończyłem na 42 miejscu. Pierwszy poważny start w sezonie jest zawsze dosyć specyficzny i bez wątpienia jest jeszcze zbyt wcześnie, żeby oceniać swoją dyspozycję. Paradoksalnie jednak, ten nienajlepszy wynik jest motywacją do dalszej pracy i zachętą do wyjazdów na takie zagraniczne zawody.
Chcę jeszcze wspomnieć, że był to pierwszy wspólny wyjazd z nową ekipą. Cieszę się, że już na początku sezonu miałem okazję zintegrować się z częścią składu. Mam nadzieje, że będziemy mieli więcej okazji do takich wspólnych wyjazdów!
Krzysztof Łukasik
Już po raz trzeci rozpoczynam sezon na Kamptal Klassik Trophy. Za każdym razem jest to przeniesieni się w trochę inną rzeczywistość. Nie tylko sportową, ale nawet pogodową. Jeszcze w czwartek rzeźbiłem jazdę na Ślęży w błocie, deszczu i wszystkimi możliwymi warstwami ubrania na sobie. A tutaj wiosna, zieleń i pierwsza możliwość jazdy w krótkim rękawie. Zobaczenie, a już zwłaszcza uczestniczenie w tej klasie wyścigu, to zawsze wielka atrakcja.
Sam wyścig, szczególnie w tym roku, był bardzo mocno obsadzony. Stu zawodników na starcie w elicie – abstrakcja. Strat z końca stawki oznaczał niezły kocioł na rozbiegówce i pierwszym okrążeniu.
Zajęte ostatecznie miejsce może nie jest rewelacyjne, ale tragedii nie ma. Na takich zawodach po prostu nie ma słabych kolarzy i nawet o lokaty w drugiej połowie stawki trzeba walczyć do ostatniego podjazdu. Rzeczywistość jest niestety taka, że pod koniec marca ciężko mieć w nogach zbyt wiele (w ogóle) kilometrów startowych i bardzo czuć jeszcze ich brak. Cały wyścig udało się przejechać równo i bez bomby, realizując zakładane w ostatnim czasie cele treningowe, kończąc bez dubla na 63. pozycji.
Łukasz Klimaszewski